czwartek, 6 grudnia 2007

Biała Małpa Hits The Road

Niech żyją wycieczki uniwesyteckie! Tani i przyjemny sposób spędzania czasu. Ale po kolei...

Wyjechaliśmy w środę wściekle rano, bo mój kampus był położony najdalej od celu podróży (Uniwersytet Ibaraki ma kampusy w 3 miastach). W autobusie głównie spaliśmy, aż dotarliśmy do pierwszego punktu wycieczki, Muzeum Lotnictwa koło Narita International Airport. Bliskie położenie lotniska czyni muzeum rajem dla spotterów, do których się nie zaliczam, więc całość była raczej nudna.
Po zwiedzaniu pani Przewodnik uznała, że spaliśmy już wystarczająco długo i zaczęło się karaoke. To nawet gorsze niż jikoushokai. 99% procent utworów to smętne piosenki o miłości (najczęściej pojawiające się słowa: ai, namida - miłość, łzy), główny temat teledysku: laska w stroju kąpielowym na plaży.

Na szczęście kolejna atrakcja wynagrodziła wszelkie niewygody. Świątynia Shinhōji, gdzie czczony jest bog góry Narita. Świątynia jest ogromna, nie zdążyliśmy zwiedzić jej całej, ale i tak jestem pod wrażeniem.Podczas zwiedzania, Yoshiokę dopadła grupa (chyba) Koreanek, koniecznie chcących mieć zdjęcie z Japończykiem.W świątyni była też kolekcja posągów,oraz urokliwy park, do którego nie zdążyliśmy już wejść, bo trzeba było jechać dalej.
Przed dotarciem do hotelu mieliśmy jeszcze małą sesję fotograficzną z oceanem i zachodem słońca w roli głównej. Ze zdjęć jestem całkiem zadowolony, więc nie macie wyboru i musicie podziwiać:
Hotel był wysokiego standardu, z własnym (podobno słynnym) onsenem. Wizyta w nim zamieniła Japończyków/Chińczyków w szczęśliwych Japończyków/Chińczyków, natomiast ja przeszedłem transformację w szczęśliwego Indianina.Czarno-białe, bo byłem czerwony jak Chiny Ludowe.

Następny był oczywiście obowiązkowy nomikai (w yukatach), z górą pysznego żarcia i dużymi ilościami alkoholu. Wady miał dwie: pijani w sztok Chińczycy na karaoke i fakt że skończył się o 21. Trzeba było się przenieść do pokoi. Towarzystwo podzieliło się według narodowości, więc jako jedyny przedstawiciel Polski (i Europy) odwiedziłem zarówno pokój koreański, chiński i senseiski. Zabawa trwała do późnej nocy, a Chińczycy alkohol znoszą znacznie lepiej niż Japończycy i mają straszny zwyczaj mieszania wszelkich dostępnych rodzaji. Tak skończył się dzień pierwszy.

Dzień drugi sponsorowały literki K, A, i C, przynajmniej do czasu obiadu, który jedliśmy w chińskiej restauracji w Yokohamie. Ale najpierw pojechaliśmy na sztuczną wyspę zbudowaną na środku Zatoki Tokijskiej. Pogoda była dobra, niestety smog nad Tokio pogarszał widoczność.
Chiba Industrial District:Tokio: Tokyo Tower i kompleks Roppongi Hills.
Potem Yokohama, w szczególności Chinatown (tandeta)i port, wszak Yokohama była przez długi czas japońskim oknem na świat.
W ramach pamiątki kupiłem sobie autoportret:który nie wiedzieć czemu namalowany jest na puszce chińskiej herbaty.

A potem powrót, "umilany" oczywiście przez karaoke...

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

witam
widzę ze na zdjęciu jest Royal Park Hotel.Na 59 piętrze mieszka moj mąż.Podobno jest to najwyższy budynek w Yokohamie.Pozdrawiam serdecznie białą małpę i czekam na dalsze wiesci z Japonii!!

Unknown pisze...

opis jak zawsze super, chociaż nieco już mniej żywy i dynamiczny, widać, że Sarna powoli odpada;-)
strasznie podoba mi się drugie zdjęcie, bo tam po pierwsze wyglądasz jak dorobiony w photo shopie, a po drugie masz minę w stylu: Co ja tu robie? I gdzie tak naprawdę jestem?

A propos Chińczyków, zastanawiam się, czy mógłbyś ich się spytać o co chodzi z tym Falung Dong (? chyba tak się to piszę) mieliśmy na konferencji obrońce praw człowieka, który się rozwodził nad tym jak w Chinach partia morduje ludzi ćwiczących ten Falung i sprzedaje ich organy. Strasznie mnie to ciekawi, bo Partia okrzyknęła ich amerykańską opozycją, a sam ruch falung wygląda trochę jak sekta. Mógłbyś się ich o to zapytać, oczywiście, jeżeli możesz bo to polityka, a polityka to brudne sprawy bleee.
Jeszcze chciałabym Cię wykorzystać, żeby się dowiedzieć o "9 komentarzy dotyczących Partii Komunistycznej", ale tak naprawdę nie wiem, czy powinnam Cie w to angażować, bo to trochę niebezpieczne sprawy, a chyba wiadomo kto z Chińczyków wyjeżdża na stypendia (prawda? Czy to mit?)

Anonimowy pisze...

Hej Sarniaku!! :D
Odwiedziles Yokohame!! Och, jak zazdroszcze i zatesknilam!! To miasto jest naprawde urocze jesli sie w nim pomieszka. :) <3 China Town takie samo jak wszedzie, ale czasami ma fajny klimat. :) Ojej, pewnie tam za duzo nie pozwiedzales, mam nadzieje ze bedziesz mial jeszcze okazje!!

Tymczasem mam dociebie jedna malutka prywate... Szukam i szukam i nic, czy moglbys popytac Yoshioke i znalezc mi mp3 piosenki sorezore no harajuku zespolu Los indios..? To staroc, ale mam do niego sentyment, bardzo oneai i pliz i prosze pieknie o chociazby najmniejsze zainteresowanie ta sprawa! To duet, jakby co. *^^*

Baw sie wspaniale i nie przegrzej w onsenie. :)

Anonimowy pisze...

hehe kazdy oprocz mnie ma do Ciebie jakąś prośbe w takim razie ja też mam... jak już porozmawiasz z Chinczykiem na temat Falung ,znajdziesz piosenki na mp3 to na sam koniec idz do hotelu ,w recepcji poproś o spotkanie z moim mężem i powiedz mu...że przesyłam mu pozdrowienia..;)
pa

Piotr Sarnowski pisze...

Nie odpadam tylko zmeczony/troche chory bylem! Ale juz powracam ze zdwojona sila niczym korega tabs :)

Co do koncertu zyczen... zaraz, to nie jest koncert zyczen! Wiec zapytam Yoshioke o te piosenke, bo to najlatwiejsze :P

Co do Falun Gong, to nie czuje sie sie na silach rozmawiac z Chinczykami o represjach politycznych po japonsku. Polecam Wikipedię.

Co do pozdrowien... moze jeszcze piosenke mam zaspiewac? (lepiej nie, bo by uciekl :P)

Soren pisze...

heeeeej xD brzmi super ^_____^
urayamashii xD
tu nie ma blota :P ale jest zimno ;/ i wszyscy choruja ><
co spiewales na karaoke? xD no co? no co?
chinatown to chyba z definicji musi byc tandetne xD