środa, 16 lutego 2011

Overexcitement

Rozmowy jakie prowadzę w sprawie pracy można podzielić na dwie kategorie. Kategoria pierwsza, to konwersacje z rodowitymi Japończykami, którzy po angielsku mówią lepiej albo gorzej, ale na ogół zrozumiale. Rozmowy te są grzeczne, konkretne i rzeczowe - nic im do zarzucenia nie mam.

Ale rozmawiam też z drugą grupą ludzi, z gaijinami z różnych agencji pośredniczących czy rekrutujących. I nie są to rozmowy normalne. Każdy email jaki dostaję, musi być "wielką, niepowtarzalną szansą" na "nowe wspaniałe wyzwania w Twojej karierze!!!111". Oczywiście muszę odpowiedzieć "jak najszybciej", bo w przeciwnym razie przepadnie mi "ultra wypasiony krok w kierunku Twojej wiecznej szczęśliwości". Gdyż "niepowtarzalną, super ofertę" niezmiennie składają mi "wiodące firmy w swojej branży / rejonie Pacyfiku / tym kawałku Drogi Mlecznej". Litości!

Z tego co pamiętam z mojego poprzedniego szukania pracy (co prawda w Polsce i ponad dwa lata temu), nie było aż takich hiperbol i podniosłych frazesów. Najgorsze jest to, że o ile wiem co odpisać uprzejmemu Japończykowi, to nie do końca orientuję się jak rozmawiać z hiper podekscytowanymi gaijinami. Czy też powinienem pisać, że każda oferta jest dla mnie takim źródłem radości, że chyba majtków nie dopiorę?

Jutro po południu spotykam się z jednym takim podekscytowanym. Zobaczymy jak wygląda to na żywo...

piątek, 4 lutego 2011

My life as a housewife

Jako że wciąż nie znalazłem godnej siebie pracy, oddaję się tak zwanemu "utrzymaniu domu". Znaczy: zostałem housewifem. Jeszcze nie desperate ale może już niedługo. Ma to oczywiście swoje dobre strony - bycie housewifem w Japonii nie jest złe. Z racji uwarunkowań rynku pracy (żona zazwyczaj nie pracuje) oraz kulturowych (żona zazwyczaj trzyma kasę) japońska kura domowa jest wprost wymarzonym konsumentem. Stąd też sprzęt gospodarstwa domowego jest w Japonii niesamowicie rozwinięty, coby pani kura mogła sobie sprzątać i gotować w kulturalnych i wygodnych warunkach. Takoż programy telewizyjne wydają się być przygotowane pod taką publikę (mało jest telenoweli, bo kto ogląda telenowele to nic nie kupuje, za to mnóstwo show typu gadające głowy czy inne telezakupy).

Normalny dzień upływa mi zatem na:
Odkurzaniu: mój mały odkurzacz ma trzy tryby pracy, sterowanie z rączki, teleskopową rurę i tylko mp3 nie gra.

Praniu: proszek do prania mam całkiem zwykły.

Gotowaniu & Zmywaniu: "palnik" elektryczny. Wszak mieszkamy w przerobionym hotelu. Dlatego "kuchnia" to też "przedpokój". Nie mam pojęcia po co mi lustro nad zlewem. Żebym się przeglądał jak robię kanapki?

No i oczywiście na przeglądaniu portali praco-gennych, wpatrywaniu się w swoje CV oraz pisaniu kolejnych listów motywacyjnych. No i na Civilization 5.