poniedziałek, 28 stycznia 2008

Przerywnik Filmowy


Dla pamiętających ten film i po co Bob Harris przyjechał do Japonii:
For relaxing times, make it Suntory time.

piątek, 25 stycznia 2008

Japoński angielski, cz. 2: Inwazja Małp

Jak ostatnio wspominałem, wybrałem się wczoraj z wizytą do pobliskiej szkoły podstawowej, gdzie 6to klasiści mieli mieć prezentacje po angielsku. Na miejscu okazało się, że zaproszony zostałem nie tylko ja, a szóstoklasiści to jakieś 60-70 dzieciaków. The more the merrier, jak mawiają Anglicy.

Impreza miała miejsce na sali gimnastycznej, ale przechodziliśmy obok sal dla uczniów z klas 1-3. Reakcja dzieciaków - bezcenna. Najpierw paniczna ucieczka, następnie wyglądanie przez drzwi i okna, pokazywanie palcami... a na koniec zmasowany atak, by przybić piątkę, krzyknąć "herro!" lub po prostu dotknąć. A wszystko przy akompaniamencie świdrującego uszy wrzasko-pisku. Niezapomniane przeżycie.

Na sali, w iście japońskim stylu, zostaliśmy podzieleni na grupy, żeby oglądać prezentacje również podzielonych na grupy dzieciaków. Prezentacje były 4 rodzajów: historia, jedzenie, kultura, zabawa. Co dziewięć minut (na sali stał spory, sportowy zegar odliczający czas co do sekundy) rozlegał się przeraźliwy sygnał syreny, który oznajmiał nam, że pora zmienić stanowisko (dostaliśmy całe rozpiski, co do minuty, co, gdzie i kiedy wolno nam oglądać).

Każda grupa widziała trochę inne rzeczy, ja robiłem włąsny udon, zakładałem festiwalowe wdzianko, bawiłem się kendama (niech żyje Yattaman), słuchałem historyjki na temat loklanego źródła... generalnie, bawiłem się świetnie.

Po prezentacjach i wyrażeniu krótkiej opinii na ich temat, każdy obcokrajowiec został porwany przez grupę dzieciaków aby zjeść z nimi stołówkowy obiad. Cholera, gdyby mnie tak karmili w podstawówce, to może bym polubił szkołę. Obiad dał mi też możliwość pogadania z dzieciakami (nie da się uciec od talerza). Japońskie dzieci są takie jak polskie: jak będą dorośli, to chłopcy będą piłkarzami lub bejzbolistami, dziewczynki aktorkami lub piosenkarkami.

Przykro to mówić, ale angielski tych dzieciaków nie był mniej zrozumiały od angielskiego studentów z ostatenigo posta. Fakt, mówiły krócej i na łatwiejsze tematy, ale z pamięci. Może jednak jest przyszłość dla japońskeigo angielskiego?

W następnym odcinku, Fontanna Młodości!

Stay Tuned!

wtorek, 15 stycznia 2008

Japoński angielski

Fakt, że z angielskim w Japonii jest bardzo krucho jest powszechnie znany. Mówi się: zły system nauczania, zły alfabet (sylabariusz), zła wymowa... źle nauczeni nauczyciele źle uczą kolejnych nauczycieli. Ale jak trzeba się porozumieć po angielsku - to uderzać do młodzieży i studentów. To też powszechnie wiadomo. Bo młodzież i studenci ciągle się uczą i efekty już już widać. Podobno.

Miałem okazję to przetestować, gdyż jeden z moich profesorów wymyślił torturę pt:
"Proszę przygotować krótkie wystąpienie, po angielsku, na temat własnej pracy naukowej. Mają państwo 3 tygodnie, z czego większość wolna od zajęć, bo święta. Powodzenia."

Święta minęły, zaczęły się wystąpienia. Niemal wszyscy studenci są w stanie przeczytać/wydukać własny tekst. Wymowa waha się od zrozumiałej po taką, że przez chwilę się zastanawiałem w jakim języku przemawia pewien student.

Niestety, tortura miała ciąg dalszy:
"A teraz zadajemy pytania. Po angielsku." Jako, że nikt nie kwapił się do zadawania pytań (ja odpuściłem po pierwszej próbie), profesor wziął obowiązek na siebie. Pytanie brzmiało (zawsze) "What is the purpose of your research?"

Na to pytanie nie odpowiedział nikt. Rozumiem jeszcze, że kilku pierwszych prelegentów było zbyt zaskoczonych by odpowiedzieć (fakt: tłumaczenie jaki jest cel teoretycznego rozważania nt: Używania jakichś dziwnych urządzeń do przyspieszania obrotów w chmurach plazmy, czy jakiejśtam metody jonizacji powierzchni filtrów diamentowych jest IMO godny osobnej pracy magisterskiej). Ale ci którzy przemawiali tydzień później (z powodu dukania wystąpienia trwają dłużej niż planował profesor) naprawdę mogli wymyślić odpowiedź na takie pytanie...

Słowem - jeżeli kiedyś wpadniecie do kraju zachodzącego wiśnią studenta, to próbujcie szukać kontaktu (po angielsku) z ludźmi w wieku średnim. Jak będziecie mieli szczęście traficie na profesora uniwersytetu, a jak na razie nie spotkałem takiego, który nie umiałby się porozumieć w tym języku. A takich, którzy mówią naprawdę dobrze spotkałem już trzech.

PS:
W przyszłym tygodniu ponawiam doświadczenie, albowiem podobne tortury odbywają się w pobliskiej... szkole podstawowej i dostałem zaproszenie coby oceniać wysiłki młodych adeptów. Doczekać się nie mogę.

Stay Tuned!

niedziela, 13 stycznia 2008

WPPJ 4: Wielcy Buddowie

Witam w ostatnim odcinku Wielkiej Podróży, dziś, zgodnie z tytułem, oglądamy wielkich Buddów. Tak, spełniłem japonistyczny obowiązek i pokłoniłem sie Buddzie z Kamakury, widziałem też większego (i brzydszego) Buddę z Nary.

Zarówno Kamakura jak i Nara były przez pewien czas stolicami Japonii i są do siebie dość podobne - pełne świątyń, turystów i ludności z nich żyjącej. W Kamakurze jest cudowny Wielki Budda, a w Narze są daniele. Chciałem się dowiedzieć jak jest święty daniel po japońsku, ale Yoshioka wymiękł. Ok. Tyle tytułem wstępu...

Kamakura:
Oraz... ON:I cały autokar śpiewa:大きい大仏ですねえ。

Nara:
Wspomniane daniele:

I Daibutsu z Nary. To co widać na pierwszym zdjęciu to Toudaiji - chyba największy drewniany budynek na świecie.Każdy z tych małych Buddów coś oznacza (a jest ich chyba 18tu), oprócz tego jest 18 promieni, z których każdy też oznacza coś innego... pewnie mają odrębnych kapłanów od pamiętania co jest od czego, albo po prostu nikt już się tym nie przejmuje...

I koniec. Więcej odcinków nie ma, dziękujemy za uwagę. Od następnego postu wznawiamy normalną działalność... prawdopodobnie będzie coś o moich współstudentach na uniwersytecie...

Stay Tuned!

czwartek, 10 stycznia 2008

WPPJ 3: Świątynia na wodzie

Kolejny odcinek Wielkiej Podróży Przez Japonię zabiera Was do Hiroshimy, ale zatrzymuje się tam tylko chwilę, by pokazać "jeden z 3 najwspanialszych widoków w Japonii" - świątynię Itsukushima-jinja.

Zacząć należy od tego, że Japończycy mają świra na punkcie grupowania ładnych rzeczy. Grup są dwa rodzaje - po 100 i po 3. Hitachi nie jest widać specjalnie piękne, bo nie ma tu żadnego obiektu z kategorii "po 3" ale jest: "jedna ze 100 wybranych pięknych gór z kwiatami", "jedna ze 100 wybranych plaży z białym piaskiem i zielonymi sosnami" i jeszcze dwie inne.

Hiroshima jest 3 dużym japońskim miastem, które odwiedziłem i bardzo mi się podobała. Przeważa niska zabudowa (tylko 10 pięter), ludzie mimo historycznej tragedii wydają się być mili i szczęśliwi. Poszliśmy oczywiście do Peace Memorial Park i obejrzeliśmy A-Dome. Ciarki przechodzą.
Potem pojechaliśmy (i popłynęliśmy) na wyspę Miyajima (lub Itsukushima) podziwiać ten słynny widok z Torii stojącą w wodzie.
Itsukushima-jinja, bo to jej torii podziwiamy, stoi na palach. A to dlatego, że początkowo cała wyspa była świętym miejscem, na którym nie wolno było postawić stopy zwykłym śmiertelnikom. Ale zapewne całkiem szybko mnisi zaczęli przymierać głodem, więc wybudowali świątynię, do której wierni mogli dotrzeć i zostawić jakieś dary.
Niestety podczas odpływu, świątynia nie stoi nad wodą lecz nad błotem, z całym dobrodziejstwem aromatu gnijących glonów.
Na wyspie jest też trochę innych atrakcji, na przykład Pawilon 1000 mat, z piękną pagodą:
Można też się wybrać kolejką linową na górę Misen, z której widok jest naprawdę ładny:
Jest też tutaj sporo małych świątyń, a nawet Aquarium. Obecnie wyspa nie jest już na tyle święta by nie można na niej normalnie żyć, wieć jest tu małe miasteczko (nawet gimanzjum jest!) żyjące z turystów.

I to by było tyle, na dzisiaj. Powoli zbliżamy się do końca WPPJ, w następnym, ostatnim odcinku: Wielcy Buddowie.

Stay Tuned!

poniedziałek, 7 stycznia 2008

WPPJ 2: Świątynie Kyoto

Witamy w kolejnym odcinku podróży z białą małpą! Dzisiaj odwiedzamy świątynie i ogrody w starej stolicy Japonii.

W Kyoto byliśmy ledwo parę dni, i trochę żałuję, że zobaczyliśmy zaledwie kilka z zabytków, z których aż 17 jest na liście dziedzictwa światowego UNESCO - dla porównania, w Polsce jest ich "aż" 12. Z drugiej strony, po raz pierwszy w Japonii poczułem się niechciany - nie wiem czy to tylko moje mylne wrażenie, ale ludzie wydawali się być zdecydowanie mniej przyjaźni niż gdziekolwiek indziej. Możliwe, że nie ma to nic wspólnego z byciem gaijinem i Japończycy z poza Kyoto są traktowani tak samo... ale muszę się poważnie zastanowić czy chcę tam wracać i oglądać pozostałe świątynie.

A trzeba przyznać, że są piękne. Zarówno Buddyjskie jak i Shinto. Zdjęć tylko trochę, bo pogoda była bardzo nieciekawa.
Podziwianie jednego z najsłynniejszych ogrodów na świecie (w świątyni Ryouan-ji) - 15 kamieni, żadnych roślin i bardzo dobry PR.


A na koniec mistrz Pai Mei i jego mała koparka:
W następnym odcinku - jeden z 3 najwspanialszych widoków w Japonii, więc...

Stay Tuned!

piątek, 4 stycznia 2008

WPPJ Special 1: Słodziutcy sex samuraje!

Na pełny odcinek przyjdzie wam jeszcze poczekać, a na razie coś dla drogich czytelniczek...

Czysta słodycz!
Gdy mówi się o kuchni japońskiej, najsampierw wymienia się surowe ryby, potem różne inne potrawy. Czasem ktoś wspomni coś o słodyczach, mówiąc najczęściej, że nie nadają się do jedzenia. Pomny tych ostrzeżeń, unikam japońskich cukierko-podobnych rzeczy jak ognia ale... spróbowałem kilku deserów w "stylu zachodnim" czyli lodów bądź tortów. I są one niesamowite. Nie wiem czy wynika to z jakości składników, czy z japońskiej dokładności czy z powodu jakiegoś tajemniczego czynnika X, ale efekt jest przepyszny. Jeżeli los was kiedyś rzuci do kraju kwitnącego tortu z truskawkami, to uderzajcie do cukierni! Na zachętę:
Wirujący sex samuraje!
Podczas zwiedzania Tokio, trafiliśmy do dzielnicy... hmmm... różowej? Co mi się w niej bardzo podoba to to, że oprócz barów ze stripteasem czy też salonów "masażu", znajdują się tam normalne kina, restauracje, salony pachinko czy kręgielnie. Tak więc widać bardzo "ciekawie" ubrane panie mijające starsze małżeństwa lub grupy nastolatek wracające z kina... Zero poczucia zagrożenia, groźnych min goryli czy jakichkolwiek oznak świata przestępczego.
Kolejna sprawa to całkowite równouprawnienie: Przybytki reklamują się neonami ze zdjęciami dostępnych w środku... "towarów", oferta dla pań jest conajmniej tak samo bogata jak dla panów. A jako że panie na plakatach nie wyróżniały się specjalnie, to poniżej trzy neony z samego środka shinjuku, oferta dla płci piękniejszej:Choć "sexy wojowniczy książęta ninja z księżyca" są słodziutcy, to i tak mój ulubiony to naoya z neonu numer 2!

Stay Tuned!

WPPJ 1: Cesarski poker

Witamy w pierwszym odcinku Wielkiej Podróży Przez Japonię! W tym odcinku emocjonujący pościg ulicami i świątyniami Tokio, polowanie na grubego zwierza i sceny niczym z filmów sf!

Początek WPPJ zaprowadził nas do jednego z największych miast na ziemi, gdzie jako stały bywalec, zaproponowałem jedną z ulubionych tokijskich rozrywek: polowanie na cesarus nipponicus akihitus, rzadkiego zwierza, występującego niemal wyłącznie w stolicy Japonii, choć pojawiającego się czasem w innych miejscach na Ziemi.

Choć zwierz kluczył i zwodził, dotarliśmy po śladach
do jego siedziby... lecz światła pogaszone były - zwierz nam się wymknął.
Prawie złapaliśmy go w świątyni Meiji, lecz znów uciekł, przebierając się za niskiego rangą mnicha. Zdołaliśmy go uchwycić w celownik na krótką chwilę, gdy oddalał się z prędkością dźwięku.

Trop wiódł do Sensō-ji, najstarszej świątyni w stolicy. Dotarliśmy tam błyskawicznie, lecz jej iluminajca oślepiła nas zupełnie, nie dając nam najmniejszej szansy na dopadnięcie cesarza.
(mina tego strażnika jest taka, jakby białą małpę zobaczył...)

Planowaliśmy kontynuować pościg z powietrza, jednak zamówiony helikopter nie dotarł na czas. Udaliśmy się zatem do Obserwatorium, na 52 piętro Mori Tower. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jakie Tokio jest ogromne. Podczas pościgu używaliśmy głównie metra, nie wiedząc tak naprawdę jakie odległości pokonujemy pod ziemią. Wchodziliśmy w jedną dziurę, 20 minut później wychodziliśmy na innej stacji, miasto wyglądało podobnie. Ale z Mori Tower... Ocean świateł, ciągnący się po horyzont we wszystkich kierunkach. Czerwone, ostrzegawcze lampy na wysokich budynkach, pulsowały powolnym rytmem, dając wrażenie przepływu krwi w jakimś ogromnym organiźmie... Widok ten, rodem z filmów science-fiction, przekonał nas o bezsensowności naszego polowania, powróciliśmy więc do bazy wypadowej...
(zdjęcia przez szybę, więc jakość bardzo średnia, ale ogrom Tokio chyba pokazują)

W następnym odcinku: odpoczynek w świątyniach i zgłębianie tajników ogrodów zen. Czyli Kioto... i może coś jeszcze.

Stay Tuned!

Powrót Białej Małpy

Hadzia!
Witam wszystkich w nowym, pięknym roku 2008. Rodzina odleciała do Polski, a mnie spotkał powrót do rzeczywistości... rzeczywistości całkiem przyjemnej, bo japońskiej. Na razie się rozpakowuję, piorę i inne czynności domowe wykonuję, ale w najbliższym czasie możecie się spodziewać sprawozdania z Wielkiej Podróży Przez Japonię. Prawdopodobnie w odcinkach, z jedną bonusową lokacją, nie uwzględnioną na plakacie promocyjnym z poprzedniego postu :)

A więc... stay tuned!