wtorek, 9 września 2008

That`s all Folks!

Spakowalem sie, porozwiazywalem wszelkie umowy, odebralem oceny, odbylem pozegnalna uczte na moja czesc... jutro do Tokio, pojutrze do Polski. Rok szybko minal. Zastanawiam sie, czego mi w Polsce bedzie brakowac, a czego nie. A ze z tych rozwazan, jakies podsumowanie mojego pobytu tutaj sie uklada, zamieszczam je zatem. Uwaga dlugi post!

Czego brakowac mi bedzie:

Japonczykow - narod pomocny, usmiechniety i uczynny az do bolu. Choc dziwne i niezrozumiale ma zwyczaje, choc czasem chec pomocy odczuwa sie jak wscibskosc, to jednak lepiej potrzebowac pomocy w Japonii niz w Polsce. I choc czasem ma sie wrazenie ze to populacja robotow zamieszkujacych wielka fabryke o nazwie Japonia, to jednak wystarczy troszke sie zaglebic by poznac Japonczykow od tej drugiej, calkiem szalonej strony.

Jedzenia! - ta jedna kategoria moglaby spokojnie na 3 punkty zostac podzielona, bo japonska kuchnia po prostu nie ma sobie rownych. Wynika to zarowno z wagi jaka sie przywiazuje do jakosci skladnikow, oraz do tego ze kazdy kucharz, niezaleznie od poziomu przybytku kulinarnego ma chyba poczucie misji, tworzenia jedzenia tak dobrego jak sie da. W ciagu roku jaki tu spedzilem, udalo mi sie tylko raz zjesc cos, co bylo autentycznie niedobre. I jadlem najlepsze w swoim zyciu sushi, lody, ciasta... nawet kotlety. Kolejna rzecz to sposob jedzenia - posilki skladaja sie czesto z wielu malych potraw, kazda o innym smaku... eh, moglbym pisac i pisac i tak bym nie napisal dosc.

Japonskiej Koleji - Nawet jak juz zdarzy sie, ze pociag jest opozniony, to dodatkowy przystanek, na ktorym bedzie czekal juz inny popularny pociag, by kazdy mimo opoznienia zdazyl dojechac tam gdzie trzeba. Co wiecej, informacja o tym, ze bedzie dodatkowy postoj, ze jak sie chce jechac gdziestam, to trzeba wysiasc, po schodach wejsc na gore, i w lewo, i na peron piaty, zostanie ogloszona w dwoch(!!!) jezykach. Inna sprawa sa stacje - na peronie, przed przyjazdem mozna sobie przeczytac w ktorym miejscu (z dokladnoscia do kilkunastu cm) zatrzymaja sie drzwi ktorego wagonu dowolnego pociagu. I czy to bedzie wagon z rezerwacja miejsc czy bez. I czy dla palacych czy nie. W ogole, komfort podrozowania koleja po japonii, zblizony jest do tego z samolotow (tylko na nogi wiecej miejsca - nawet jak sie jest tak wysokim jak ja). Jedyny minus, ze ceny tez sa blizsze tym samolotowym.

Japonskich barow - Jak juz sie uda odnalezc "po prostu bar", a nie host club czy karaoke bar czy jeden z tysiaca rodzajow japonskich przybytkow, to japonskie bary sa po prostu cudowne. Barman ma praktycznie obowiazek zabawiac gosci rozmowa, zwlaszcza tych co przyszli sami (w koncu nie idzie sie do baru pic samemu - to mozna taniej w domu). Wiec nawet samotne wedrowki po barach sa fajne. Kolejna zrecz to ilosc rzeczy ktore dostaje sie za darmo - od zagryzek, po drinki na koszt zakladu. Czesto wystarczy pokazac cos palcem i zapytac "a co to?" by barman pospieszyl zaznajamiac nas z wyrobami japonskiego przemyslu alkoholowego. A na koniec, jak sie z barmanem wejdzie w prawdziwa komitywe, to mozna mu kupic piwo, ktore on wypije razem z toba, a nie jak u nas, musi poczekac az skonczy prace.

Japonskie alkoholi - Choc japonczycy mocnych glow nie maja, to jednak pic uwielbiaja, i widac to np po tym. ze sklep z alkoholami znajdujacy sie blisko mojego mieszkania ma rozmiary supermarketu. Japonskie piwo jest dobre, w ocean innych japonskich wyrobow alkoholowych zapuszczalem sie raczej ostroznie, ale ilosc gotowych napoi drinkopodobnych, jakie mozna kupic na kazdym kroku jest oszalamiajaca. Moj ulubiony to chu-hi grejpfrutowy, sprzedawany w pol-litrowych puszkach napoj troszke mocniejszy od piwa. Na upaly - cudo.

Kombi Stoa - czyli Convenience Store. Sieci sklepow, czynnych 24 godziny na dobe, w ktorych mozna: kupic gazete, alkohol, jedzenie (niezle!) na cieplo lub na zimno, skorzystac z bankomatu, faksu, ksera i diabli wiedza czego jeszcze. W niektorych mozna np odbierac paczki z amazona (po co nie wiem, bo amazon.jp dostarcza je najczesciej za darmo pod drzwi w ciagu 3-4 dni. Jeszcze telefonicznie ustalajac godzine w ktorej dostarczy). Tych sklepow jest kilka sieci, rozniacych sie glownie logiem nad wejsciem, i jest ich mnostwo. Nawet w Hitachi. A w Tokio przypadaja 2 na kazde skrzyzowanie.

Pogody i Oceanu - choc jest to specyfika raczej Hitachi niz calej Japonii, to jednak klimat w ktorym zima moglaby uchodzic w Polsce za conajwyzej jesien mi bardzo odpowiada. Snieg w tym roku padal raz. Z deszczem. I natychmiast stopnial. I tak byc powinno. A ocean, oprocz cudownych widokow z mojego labu na uniwersytecie, zapewnia przyjemna bryze nawet w najgorsze upaly.

Czystosci - Japonia jest nieprzyzwoicie wrecz czysta. Choc da sie zobaczyc czasem jakiegos smiecia na ulicy, mozna miec pewnosc ze do jutra ktos go sprzatnie. Generalnie jest czysto, ladnie i przyjemnie. I pachnie milo. Przez caly rok jak tu mieszkalem, udalo mi sie zobaczyc jeden brudny samochod. Ale wygladal tak jakby ktos go porzucil w miejscu, ktorym stal (byl po prostu bardzo zakurzony), wiec sie chyba nie liczy.

Japonskich miast - Nie wiem czemu tak bardzo mi sie podobaja - moze dlatego ze wcale nie czuc jak bardzo zatloczone i ogromne sa naprawde. Jest w nich czysto, zaskakujaco cicho, system komunikacji miejskiej dziala bez zarzutu... (dwie nowe linie metra zostaly otwarte w Tokio przez rok mojego pobytu). A moze ja po prostu lubie te wysokie budynki...

Bezpieczenstwa - Japonia jest bezpieczna. Bardzo. Bardzo bardzo bardzo. Mieszkanie zamykalem tylko jak wyjezdzalem na pare dni - jest to praktyka powszechna. Zreszta zamki, ktore mialem w dzwiach, mozna by pewnie otworzyc spinka do wlosow. Tu sie po prostu nie kradnie (chyba ze rowery lub parasole - tylko te dwa artykuly trzeba chronic). Dodatkowo, zawsze, w kazdym miescie, niezaleznie od pory i ilosci procentow we krwi jakie mialem, bylem absolutnie pewien, ze nikt mi krzywdy nie zrobi. Japonia jest po prostu najbezpieczniejszym krajem na swiecie, i to czuc. I to uczucie jest bardzo przyjemne.

Czego mi brakowac nie bedzie:

Jezyka japonskiego - choc bez problemu moge sie dogadac z kim chce face-to-face, mimo ze moge ogladac telewizje czy przeczytac mange (ze slownikiem znakow), to ciagle japonski doprowadza mnie do szalu. Co jakis czas zdaza sie, ze nic nie rozumiem - bo ktos uzyje lokalnego dialektu, albo mowi niestarannie, albo po prostu uzywa slow ktorych nie znam. Jednego dnia wykloce sie o znizke czynszu, albo przeprowadze 15 minutowa rozmowe telefoniczna w sprawie internetu, a nastepnego dnia nie rozumiem co mowi do mnie baba za kasa w kinie. Grrrrr.

Robali - O karaczanach mozna poczytac nizej, ale to nie one sa problemem. W hitachi jest cieplo i wilgotno, mnostwo ludzi wiec mnostwo jedzenia, dodatkowo nie ma zimy z prawdziwego zdarzenia. Totez robale rosna do jakis niespotykanych rozmiarow - pomylilme juz motyla z nietoperzem, wazke z szerszeniem... a jakie rozmiary ma japonski szerszen, to sie wole nie zastanawiac.

Biurokracji - bo jest nawet gorsza niz w Polsce. Nie da sie zalatwic niczego, bez kilku podpisow, a znaki na moj adres chyba bede pamietal do konca zycia. Ilosc dokumentow jakie podpisalem, kserowalem, wysylalem, dostawalem jest po prostu ogromna. Biedne drzewa.

Jak widac, bede raczej tesknil niz cieszyl sie z powrotu do kraju. Podsumowujac, mysle ze Japonia jest bardzo dobrym miejscem do zycia. Pod wieloma wzgledami lepszym niz Polska. Czy bede chcial tu wrocic, pracowac i zyc (co jak mnie tu wszyscy zapewniaja, w ogole nie byloby problemem, banda pochlebcow)? Moze tak, zobaczymy.

A wiec...

Dziekuje za uwage, komentarze i czas poswiecony.

Niniejszym, bloga uznaje za zakonczonego.

PS:

Jezeli ktos czuje jakas niezdrowa potrzebe zobaczenia sie ze mna juz na lotnisku, a nie przy jakims piwie krotko potem, to laduje na Okeciu w czwartek o 1910, samolot z Wiednia. Transparenty mile widziane :)

czwartek, 4 września 2008

Na Zachodzie bez zmian, ale za to na Wschodzie...

Nastepnego dnia rozpoczalem polowanie na Karaczana. Przeszukalem szafki i szuflady. Zajrzalem za i pod pralke. Przestawilem lodowke. Liczba znalezionych Zbigniewow - zero.

Postanowilem zatem uzyc bardziej wyrafinowanej techniki wojennej. Udalem sie do supermarketu, a tam na stoisku "zwierzecym" pulapek na karaczany, trutek i innych dziwnych wynalazkow pelno. Zabralem sie zatem do czytania, wybierania, porownywania cen i przechwalek oraz instrukcji obslugi. Zajelo mi to trzeba przyznac - dlugo. Na tyle dlugo, ze jak juz zakupilem 16-pak potwornych pulapek Karaczano-bujczych, to zrobilem sie glodny.

A o pustym zoladku chemiczna bronie bawic sie nie zwyklem, przystapilem zatem do robienia obiadu.

I co tez uchwycilem kontem oka podczas krojenia czosnku?

Oczywiscie Zbigniewa.

Bezczelne bydle, nic sobie nie robiac z wlaczonego swiatla, mnie oraz halasu jaki robilem, szlo sobie po scianie przy podlodze.

Nawet sie rozgladal co pare krokow, jak na jakiejs wycieczce krajoznawczej.

Ze staropolskim okrzykiem "O zesz ty!" zlapalem za miotle i wymiotlem go przez drzwi, ktore wpierw otworzylem.

Po tej wiktorii, postanowilem jednak na wszelki wypadek rozstawic gdzie tylko sie da moje chemiczne truciciele karaczanow, ale od prawie tygodnia ilosc otrutych krewnych Zbigniewa ciagle na utrzymuje sie na zerze.

Tak tez odtrabilem zwyciestwo, i wydalem wielka uczte by celebrowac nowe zdobycze terytorialne, a o wojnie Polsko-Karaczanskiej, jeszcze dlugo bede opowiadac przy ogniskach...

A pulapki smierdza jak nieszczescie.

Chyba juz bym wolal jednego Zbigniewaod tego smrodu. Ale z drugiej strony, pewnie jednak nie.

poniedziałek, 1 września 2008

O zlym Karaczanie, czyli jak samozadowolenie sie msci.

Mam problem. Problem nazywa sie Zbigniew. Zbigniew jest karaczanem (karaczan - stara, z tureckiego, nazwa karalucha).

Posprzatal ci ja kuchnie, pozmywal naczynia. Ujawszy sie pod boki, spojrzalem na swe dzielo. I bylo ono dobre, totez popadlem w samozadowolenie. Wzialem sobie jogurt, otwieram szuflade by lyzke wyciagnac, a tam...

Zbigniew.

Zaskoczenie obustronne - ja odskoczylem w jedna strone, Karaczan Zbigniew odbiegl w glab czelusci podzlewowych.

Konsternacja zupelna. Jako ze nigdy wczesniej z karaczanami do czynienia nie mialem, udalem sie na uniwersytet i zasiegnalem fachowej opinii (wikipedia), czy to co widzialem to karaczan, i co sie w takim wypadku robi.

Wrocilem do domu, zajzalem do szafek... pusto. Mysle sobie - niemozliwe, bym mieszkal pol roku i nie zauwazyl karaczanow wczesniej - ergo, ten karaczan zabladzil byl skades (japonskie domy nie sa szczelne, a ja drzwi balkonowych od nastania wakacji praktycznie nie zamykam...). Karaczan jedzenia nie znalazl i wrocil do swoich. Zatem i ja sie wzialem za robienie obiadu...

ale w trakcie cos mnie tknelo i nagle otworzylem szafke pod zlewem, a tam...

Zbigniew.

Krew sie we mnie zagotowala, i poprzysiaglem plemieniu Karaczanowemu straszliwy los, a w szczegolnosci Zbigniewowi. Ale o pustym zoladku walczyc sie nie da, totez dokonczylem i zjadlem wpierw obiad.

Nastepnie przywdzialem stroj pogromcy karaluchow - czyli sie ubralem po prostu, bo choc przeciwnik malutki, to glupio z nim walczyc prawie nago (jest bardzo goraco).

Oczyscilem pole i przedpole pola bitwy - czyli usunalem wszystko z podlogi w kuchni, by Karaczan nie mial sie gdzie schowac.

Wypilem napoj odwagi +1, produkci Asahi Breweries, uzbroilem sie w co bylo pod reka (mlotek w rece lewewj, co by sposobnej okazji zadac Karaczanowi cios smiertelny, oraz miotle by Karaczana wymiesc z mieszkania).

Niestety, Zbigniew widzac mnie w takim rynsztunku podal byl tyly, czyli mowiac kolokwialnie zaszyl sie gdzies, menda jedna.

Nie wiem czy Karaczany maja zmysl sluchu, ale jesli tak, to jesli uslyszal co o nim, rodzinie i calym jego karaczanowym gatunku powiedzialem, to pewnie az czerwony na pancerzyku sie zrobil.

Jako ze bylo juz pozno, zamknalem szczelnie kuchnie i udalem sie spac.

Tak zakonczyl sie Dzien Pierwszy Wojny Polsko-Karaczanskiej.

Ciag dalszy nastapi.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Awaria

Niestety stracilismy kontakt z Mackiem, naszym laptopem... Ma to swoje zle strony (nie bedzie ladnych, ilustrowanych obrazkami update'ow na blogu) ma tez dobre (wyszlismy wreszcie z domu :D). Poki co trzymajcie kciuki za reanimacje twardego dysku, a tymczasem Saru-kun zobowiazuje sie robic wpisy z laboratorium uniwersyteckiego - ja zas oddalam sie ukladac nasze nowe puzzle na 2016 elementow, ktore kupilismy dla zabicia nudy.

confusion to the enemies di dronio!

sobota, 16 sierpnia 2008

Sendai Tanabata Matsuri


Co to jest matsuri? Różnie można tłumaczyć - jako święto, festyn, imprezę... ale naljepiej nie tłumaczyć wcale, gdyż żadne z tych słów nie oddaje w pełni znaczenia tego słowa. Matsuri jest bowiem kwintesencją Japonii.

Matsuri to przerażająca (i oszałamiająca) japońska precyzja i organizacja. Ale też wieloletnia tradycja i nowoczeszne, międzynarodowe trendy.

Matsuri jest bardzo wiele, ale to, które oglądaliśmy, Sendai Tanabata Matsuri, jest jednym z najsłynniejszych i największych.

Sendai to miasto, w którym się odbywa.

Tanabata to chińska legenda o kochankach zamienionych w gwiazdy - standard.

A matsuri... to przyozdobienie miasta, i parada/pokaz/porażenie zmysłów, trwająca zaledwie 2 godziny (ale codziennie przez 3 dni) prezentacja umiejętności najróżniejszych.

Przez 2 godziny, jedna z szerokich ulic Sendai zamienia się w scenę, na której, wraz z oświetleniem i muzyką, prezentują swoje umiejętności najróżniejsze grupy ludzi. Wszystkie mają swoje siedziby w Sendai, a obszar uprawianych przez nie “sztuk” jest nieprawdopodobnie rozległy.

Całe święto, oprócz elementów wspólnych, czyli przemarszów panów ubranych tylko w majtki i pochodnie/gałązki lub pań w kimonach, podzielone jest na 4 części - taneczną, muzyczną (orkiestry), ludowych parformansu i balet na koniec.

Muzyka na żywo.
Sztuka polegająca na wykonywaniu figur na drabinie, trzymanej w pionie za pomocą motyk? W Japonii wszystko jest możliwe...

Orkiestry i cheerleaderki? Proszę bardzo.
A kiedy myśleliśmy, że zobaczyliśmy już wszystko, do Sendai zawitał karnawał.
A na sam koniec, sztafeta olimpijska?

Aha, nie trzeba być Japończykiem by brać udział:

Tyle z Sendai. Ciąg dalszy naszych podróży już w krótce!

wtorek, 12 sierpnia 2008

Tymczasem w wulkanie...

Panie i panowie: sukces. Odnalezlismy chlodne miejsce w Japonii!
Zglaszamy sie z Sapporo (28C, lekki wietrzyk), gdzie przywracamy normalna temperature mozgom...a wszystko to aby ladniej i zgrabniej opisac Tanabata Matsuri (przedarlismy sie juz przez zdjecia, post coraz blizej :-))
W przerwach wchodzimy do wulkanow (zeby czaszki zupelnie nam nie zastygly) i ogladamy Igrzyska... Przy okazji tych ostatnich - w zwiazku z watpliwymi sukcesami naszych - kibicujemy tutejszym. Po trzech dniach relacji NHK znamy juz zasady judo :D
Mamy tez osobista bohaterke - Krasnala Mocy! Tani Ryoko (judo kobiet, kategoria do 48kg) Ta kobieta pojawila sie nawet... w naszym podreczniku do japonskiego z Tsukuby. Podrecznik byl z conajmniej przed 20 lat a  ona nadal rzadzi na macie O_O ! Kudos. 


to wlasnie Tani (przemianowalismy ja z rosyjska na Tanie) :-)


a w tym roku tylko brazowy medal... zlotych juz ma duzo -_-

ps. bardzo chcielismy cos napisac o japonskim przemysle erotycznym bo to temat wielki, straszny i pelen dziwnych stereotypow (i jeszcze dziwniejszych faktow) ale troche sie wstydzimy...

sobota, 9 sierpnia 2008

Tanabata Sneak Peek

Choć pół ludności tego globu ogląda Olimpiadę, to prawdziwe wydarzenie dzieje się w Japonii. Biała Małpa wraz z Narzeczoną podbijają region Tohoku! Oglądamy festiwale (które trwają dłużej, i bardziej się nam podobają niż ceremonia otwarcia), zwiedzamy matecznik Fujiwarów... a drugie tyle przed nami!

Kiedy zaczniemy to opisywać? Najpóźniej jak wrócimy.

A na razie 2 zdjęcia z Sendai Tanabata Matsuri!

Enjoy:

poniedziałek, 28 lipca 2008

Sex, Drugs and Java Programming

Najdrozsza Publicznosci,
jako, ze Luby udal sie wlasnie na uniwersytet, studiowac zawilosci programowania ja, jako przykladna, japonska zona zajmuje sie zgarnianiem nieporzadku z jednego miejsca na drugie..
Naszla mnie przy tym refleksja na temat, ktory Lubemu zdazyl juz spowszedniec, a mnie nie przestaje zadziwiac:
japonska tak zwana kultura zywieniowa..
Bo nie rozchodzic sie tu bedzie tylko o jedzenie, ale rowniez o cala otoczke tegoz.
...
Po pierwsze, co juz wielokrotnie zauwazano: jesli poznasz nieznajomego Japonczyka podczas pierwszej rozmowy tematem numer jeden bedzie na 90% pozywienie. Tak po prostu jest. O ile w Anglii uniwersalny watek niezobowiujacego small-talku to pogoda, w Polszcze zas narzekanie na polityke, to w Japonii kazdy z autentycznym zainteresowanem bedzie dopytywal o potrawy twojej rodzimej kuchni, sposoby ich przygotownia, a jesli znajomosc zapowiada sie na dluzsza zaprosi wrecz do siebie na "wymiane doswiadczen kulinarnych" (i nie jest to bynajmniej przykrywka dla dzialan damsko-meskich wiec porzuccie nadzieje :-D)
Po drugie: W Ojczyznie mamy przekazuja pociecha odwieczna prawde: "nie baw sie jedzeniem". W Japonii jest to nie do pomyslenia. Ba, obowiazuje wrecz zasada odwrotna: "Baw sie jedzeniem, Cesarzu Bobo! Baw sie ile wlezie!". Samodzielne przygotowanie bulioniku w restauracji: prosze bardzo! Spotkania znajomych nad wspolnym grillem w pobliskiej knajpie: z radoscia! A na koniec lody z wasabi! Albowiem w zakresie smakow rowniez obowiazuje wolna amerykanka. Coca-cola z ogorka? Wiwat! Glowy z krewetek: najsmaczniejsze na swiecie! A na koniec Swiety Grall sztuki kulinarnej w Japonii: Buleczka z melona. I to nie polegajaca na nasaczeniu chemicznej buly rownie chemicznym "ekstraktem melonopodobnym" ale smakujaca, pachnaca zywym melonem a tylko wygladajaca jak buleczka melonowa doskonalosc ^^!
Ale wracajac. Trzeci i ostatni punkt mego rozumowania: Japonczycy maja do jedzenia stosunek radosny i frywolny. Zadnych regul ani zasad. Nie znaczy to oczyiscie ze lubuja sie tylko w dziwactwach. Ale probuja, szaleja, eksperymentuja. Przede wszystkim chodza jesc "na zewnatrz" calymi rodzinami. Wyjscie do restauracji moze i jest wydarzeniem quasi-swiatecznym, ale tylko jesli to np. francuska wysokiej klasy restauracja - na codzien mozna isc zupelnie bez okazji: w poniedzialek na pizze, we wtorek na makaron, w srode na sushi, w czwartek na curry a w piatek na co tam jeszcze. I robia to nie tylko ludzie tonacy w pieniadzach. Bo po prostu na miescie mozna tu zjesc tanio i dobrze. Albo drogo i tez dobrze. Przedzial cenowy posilkow jest o wiele szerszy niz w Polsce tak, ze kazdy znajdzie cos dla siebie, jesli nie ma czasu/ochoty gotowac. 
...
A rynek zywienia dla samotnych, zapracowanych ludzi! (wiem ze poprzedni punkt mial byc ostatnim ale tak mnie jeszcze naszlo..). Gotowanie dla singla w Polsce jest gehenna (i know. i've been there..). Juz nie wiadomo co drozsze - kupowanie produktow i przygotowanie ich w domu, czy codzienne posilki na miescie. A tu prosze: chcesz kupic porcje miesa mielonego dla jednej osoby? Masz cztery rodzaje do wyboru. A w najgorszym wypadku w pobliskim konbi kupisz za 6 zlocistych swiezy sushi lunch - dowozony dwa razy dziennie zeby rybka nie zasmierdla.
Krotko rzeklszy:
mam duzo zastrzezen do tego kraju; nie jest on w zadnym wypadku rajem na ziemii, ale w sprawie jedzenia.. znalazlam tu Ogrod Rajski, Boskie Jeruzalem oraz Tralfamadore, wszystkie polaczone w jedno :-)
Mniam. Ide pozrec kulki ryzowe z krewetkami i majonezem (2 zl)

(goro, goro) 

PS. Tylko z owocami jest cos nie tak.. sa.. za ladne. Brzoskwinia ktora ostatnio kupilam byla tak duza, pachnaca i wypieszczona, ze zjadajac ja czulam sie jakbym pozerala niemowle ><



A to wlasnie wpomniany Zloty Grall Zywienia w towarzystwie mrozonej zielonej herbaty z bita smietana i lodami. Prawdziwy Happy Meal :-D

czwartek, 24 lipca 2008

The journey outside begins within!

Ponizej pelna, wierna und ilustrowana relacja z weekendowego wypadu w Alpy Japonskie.. 
Jednym zdaniem: bylo przyjemnie (chlodno!) i bardzo pouczajaco... 
Poza chwaleniem sie podroza chcielibysmy rowniez bezwstydnie zareklamowac pewne miejsce w Matsumoto, gdzie nocowalismy.
Hostel Kaze-no Yasuyado, przemyslnie ukryty na pietrze rodzinnego domu panstwa Wada. Przybytek oferuje: darmowe rowery dla gosci, darmowe napitki +  slodycze, darmowy transport na dworzec o poranku, darmowy dostep do domowej biblioteki... krotko rzeklszy: darmowe wszystko :-)
Warto rowniez zaznaczyc, ze biale malpy  (zwlaszcza wystepujace w parach) izoluje sie od reszty gosci, zamykajac je w osobnych pokojach w stylu japonskim :-) I to nawet jesli rzeczone malpy zaplacily tylko za miejscowke na pietrowym lozku w zbiorczej sypialni :D 
Aha -  kolo polnocy do salonu Yasyado nieodmiennie wkracza ojciec rodziny - mister Yoshio i polewa wszystkim chetnym sake :D Maz ow nie mowi ani slowa po angielsku, ale sadzac z liscikow dziekczynnych na scianach nie przeszkadzalo mu to w nawiazaniu przyjaznych konaktow z polowa swiata :-)

m.

ps. blizszym znajomym melduje rowniez ze pod moja troskliwa opieka saru-kun stracil wszystkie wlosy ^^ (naturalna wentylacja.. urayamashii)

pps. a puszka c.c.lemon zawiera tyle witaminy c co 70 cytryn :D 

dronio shall prevail! 

Kruczy Zamek i Miliardy Rozbójników

Wraz z Kobietą Mojego Życia wybraliśmy się w sobotę do Matsumoto, miasta pozornie nie różniącego się niczym od innych. Taki sam chaos budowlany, każdy dom w innym kształcie i innym kolorze, a w samym środku miasta...

Zamek.

Przez bardzo duże "Z".

Oto, czym Matsumoto różni się od reszty Japonii:
Matsumoto-jō to najstarszy drewniany zamek w Japonii, jeden z czterech uznanych za Skarb Narodowy(tm). Z racji koloru zwany Kruczym. Pomijając fakt, iż razem z nami zwiedzało go około 15 miliardów Japońcyków, bardzo przyjemne miejsce (choć z racji panujących upałów, każde zadaszone miejsce jest przyjemne).

Następnego dnia pojechaliśmy oglądać Park Narodowy Alp Japońskich, a konkretnie jego najsłynniejszy region, Kamikōchi. Górska dolina, biegnąca wzdłuż obowiązkowej górskiej rzeczki, trochę mokradeł, jakieś jeziorka... idylla. I to wszystko 4 godziny pociągiem od centrum Tokio.Niestety 15 miliardów Japończyków z Matsumoto również zapragnęło górkich widoków... obsiedli Kamikōchi niczym szarańcza. Wszędzie było ich pełno: na mostach, ścieżkach, brzegach rzeki... ale najwięcej ich było w kolejkach do autobusów z powrotem.Ale tak naprawdę nie było tak źle - japoński tłum ma taką właściwość, że jest minimalnie uciążliwy dla otoczenia. Dodatkowo, rozciągnięty na całą długość doliny, pozwalał nawet na chwilową samotność na szlaku. Mogliśmy zatem bez przeszkód oddać się naszym ulubionym rozrywkom: piciu napojów zimnych oraz buszowaniu w buszu.A na koniec zdjęcie pokazujące czystość wody w Alpach Japońskich. (Wody? Jakiej wody?)
Stay Tuned!

piątek, 18 lipca 2008

Respecta di Dronio, Yattaman!

Harooo!
Po dwutygodniowej przerwie melduje bloga pod nowa dyrekcja;
Planowalam zrobic to zaraz po przylocie, ale Japonia okazala sie tak malo wyrazista kraina (nie liczac oczywiscie karaluchow wielkosci ciezarowek, toksycznych, wysypkogennych krzesel oraz sklepow z obcislymi gumowymi kotiumami dla panow) ze przez pierwszy tydzien nie odnotowalam niczego godnego opisania...
Tusze ze ta pozalowania godna sytuacja zmieni sie o weekendzie, kiedy to wrocimy z Matsumoto - wtedy obiecuje post bardziej tlusty. 
A poki co w ramach rekompensaty przepis na gaijinskiego kotleta.

1. Pierwsza faza przygotowania kotleta jest faza przygotowawcza. Nalezy nastawic ryz w tosterze i zaopatrzyc sie w napoje wspomagajace.

2. Nastepnie nalezy pokroic i usmazyc japonska cebulle (ktora to jest wieksza, ladniejsza i drozsza niz nasza)
3. Dalej:  zamordowac czosnek i przygotowac Mase Chlebowa (tm) - Masa Chlebowa to odpowiednik rodzimej bulki tartej, sporzadzony przez boksowanie pulpy z wody i chemicznego japonskiego Chlebka Do Tostow (tm)


4. Jeszcze dalej: rozbic surowe jajco; z wszystkich dotychczas uzyskanych skladnikow oraz przyprawionego uprzednio Mnieska uformowac Mase Kotletotworcza...

5. Mase ugniesc w mily oku ksztalt Kotletopodobny. Przerzucic na nagrzana patelnie


6. Smazyc, smazyc, smazyc dopoki ryz w tosterze sie nie ugotuje.
7. Przerzucic na talerz, obsypac ryzem i sezonowymi warzywami. Spozywac w towarzystwie napoju relaksujacgo oraz mysli o Ojczyznie.
Mniam!

Na zakonczenie zas smutna a zarazem wesola reflksja nad tym jak to jest w kraju pelnym nieznajomych natknac sie na znajma twarz... (z pozdrwieniami i przeprosinami dla Wolffonelli!)

confusion to the enemies di Dronio & stay tuned ^^!