poniedziałek, 24 grudnia 2007

Wielka Podróż Przez Japonię

Moja rodzina już przyjechała, zostaje do 4tego. W tym czasie odwiedzimy Tokio, Kioto, Narę i Hiroshimę. Zdjęć zrobię mnóstwo, ale nie wiem jak będzie z moim dostępem do internetu w tym czasie, więc być może, że napiszę znowu dopiero w nowym roku.

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku życzy Biała Małpa.

środa, 19 grudnia 2007

Merii Kurisumasu, czyli święta po japońsku

Prawdę powiedziawszy, bałem się "świątecznej atmosfery" po japońsku. Wizja tandety, plastikowych drzewek, wszędobylskich kolęd i ogólnego słodkiego aż do wymiotów klimatu... okazała się być na szczęście nieprawdziwa.

Panie i Panowie, Biała Małpa przedstawia: "Ozdoby Świąteczne":

Dziwne:Ok, w muzeum lotnictwa, więc tematycznie powiedzmy, że dopasowane...

Znajome:

Bardzo dziwne: Bałwan wychodzący z wielkiej czerwonej dyni??? Ale o co chodzi?

Brzydkie-jak-nieszczęście:To coś śpiewało jakąś nierozpoznawalną kolędę. Potworne.

Ciekawe...No nie powiem... ładne całkiem...

Ale najważniejsze, że tych ozdób jest po prostu mało. Niektóre domy są poobwieszane lampkami, w radiu lecą kolendy... ale nie bez przerwy, nie ma takiej nagonki jaką pamiętam z Polski. Oczywiście w każdym większym sklepie jest jakaś świąteczna oferta/promocja, ale polega to na otworzeniu dodatkowego stoiska, reszta sklepu pozostaje niezmieniona.

Kraj niechrześcijański, jest na święta przyjemniejszym miejscem do życia.

Stay tuned!

Milion niepotrzebnych statystyk

Garść statystyk:
Blog zaliczył ponad 1700 wizyt, codziennie odwiedza go około 50 osób, wyszukiwarki generują 6.43% ruchu, a inne strony 48.54%. Zanotowano 16 wizyt z Radomia, 36 z Łodzi, 16 z Solca Kujawskiego. 198 osób odwiedziło stronę 9 do 14 razy. 86.2% wizyt kończy się na pierwszej stronie. I tak bez końca...

Jeżeli posiadacie własną stronę, na temat której chcelibyście zbierać milion niepotrzebnych statystyk, polecam Google Analytics. Jest za darmo, i nawet rysuje wykresy, o:


A tak poważnie, to ostatnio niewiele się dzieje. Przygotowuję się do wizyty rodziny (jeszcze tylko 4 dni) i załatwiam ostatnie uczelniane projekty. Nuda. Ale już niedługo Wielka Podróż Przez Japonię, więc...

Stay Tuned!

PS:
oh, and tell your friends about it! :)

piątek, 14 grudnia 2007

Małpie frustracje

Wkurza mnie to, że nikt mnie nie poprawia. Mogę mówić jak mi się podoba, nawet prostymi formami do senseia. Wszyscy są zbyt zachwyceni faktem, że "Biała Małpa mówi po naszemu! Niesamowite! Dajmy jej banana!" Okej - ostatnia część nie jest najgorsza - darmowe drinki każdy lubi.

Druga rzecz to to, że niektórzy Japończycy przyjmują postawę "Wow! Zrozumiałem co Biała Małpa mówi! Mój angielski jest lepszy niż myślałem, bo przecież nie rozmawiamy po japońsku.". Dziś w sklepie (kupowałem prezenty), odbyła się scenka taka:

Sklep z Prezentem. Wchodzą: Yoshioka i Małpa Biała.
Małpa: O Sprzedawco! Przybyłem z dalekiego kraju, aby nabyć Prezent dla mojego ojca! Wiem, iż nie jest to coś co cywilizowany członek nadrasy japońskiej uznaje za dobre gifto, ale ja już się zdecydowałem! Pokaż mi zatem swe towary!
Sprzedawca: O czcigodny, zechciej spojrzeć na tę półkę!
Małpa: Głupcze! Wszak studentem jestem biednym! Jakimże cudem ma być stać mnie na prezent za takąż fortunę?!
Sprzedawca: Och, ma głupota nie zna granic! W ramach przeprosin - przyjmij rękę mojej córki.
Małpa: Po dwakroć głupcze! Po Prezent przybyłem! Nie po małżonkę!

(nudne 5 aktów, przechodzimy od razu do zakończenia)

Sprzedawca: O potężny, napiszże proszę swe imię na tym nędznym skrawku papieru!
Małpa: (pisze)
Sprzedawca: (Do Yoshioki) pio-to-ru... azaliż to Rosjanin?
Małpa: Nie, Polak. Ale imię jest takie same w języku rosyjskim i polskim.
Sprzedawca: (zdziwiony) O! Znasz japoński?

(kurtyna)

środa, 12 grudnia 2007

Japońska jesień

Jesień w Japonii, przynajmniej na mojej szerokości geograficznej, jest piękna. Pada rzadko, temperatura w okolicy 5-10 stopni i te kolory... Polska w tej chwili najprawdopodobniej pełna jest błota, tu dywany z kolorowych liści. Ale zanim liście spadły z drzew, wyglądało to tak...

Zdjęcia z Nikkō i Yokohamy.

czwartek, 6 grudnia 2007

Biała Małpa Hits The Road

Niech żyją wycieczki uniwesyteckie! Tani i przyjemny sposób spędzania czasu. Ale po kolei...

Wyjechaliśmy w środę wściekle rano, bo mój kampus był położony najdalej od celu podróży (Uniwersytet Ibaraki ma kampusy w 3 miastach). W autobusie głównie spaliśmy, aż dotarliśmy do pierwszego punktu wycieczki, Muzeum Lotnictwa koło Narita International Airport. Bliskie położenie lotniska czyni muzeum rajem dla spotterów, do których się nie zaliczam, więc całość była raczej nudna.
Po zwiedzaniu pani Przewodnik uznała, że spaliśmy już wystarczająco długo i zaczęło się karaoke. To nawet gorsze niż jikoushokai. 99% procent utworów to smętne piosenki o miłości (najczęściej pojawiające się słowa: ai, namida - miłość, łzy), główny temat teledysku: laska w stroju kąpielowym na plaży.

Na szczęście kolejna atrakcja wynagrodziła wszelkie niewygody. Świątynia Shinhōji, gdzie czczony jest bog góry Narita. Świątynia jest ogromna, nie zdążyliśmy zwiedzić jej całej, ale i tak jestem pod wrażeniem.Podczas zwiedzania, Yoshiokę dopadła grupa (chyba) Koreanek, koniecznie chcących mieć zdjęcie z Japończykiem.W świątyni była też kolekcja posągów,oraz urokliwy park, do którego nie zdążyliśmy już wejść, bo trzeba było jechać dalej.
Przed dotarciem do hotelu mieliśmy jeszcze małą sesję fotograficzną z oceanem i zachodem słońca w roli głównej. Ze zdjęć jestem całkiem zadowolony, więc nie macie wyboru i musicie podziwiać:
Hotel był wysokiego standardu, z własnym (podobno słynnym) onsenem. Wizyta w nim zamieniła Japończyków/Chińczyków w szczęśliwych Japończyków/Chińczyków, natomiast ja przeszedłem transformację w szczęśliwego Indianina.Czarno-białe, bo byłem czerwony jak Chiny Ludowe.

Następny był oczywiście obowiązkowy nomikai (w yukatach), z górą pysznego żarcia i dużymi ilościami alkoholu. Wady miał dwie: pijani w sztok Chińczycy na karaoke i fakt że skończył się o 21. Trzeba było się przenieść do pokoi. Towarzystwo podzieliło się według narodowości, więc jako jedyny przedstawiciel Polski (i Europy) odwiedziłem zarówno pokój koreański, chiński i senseiski. Zabawa trwała do późnej nocy, a Chińczycy alkohol znoszą znacznie lepiej niż Japończycy i mają straszny zwyczaj mieszania wszelkich dostępnych rodzaji. Tak skończył się dzień pierwszy.

Dzień drugi sponsorowały literki K, A, i C, przynajmniej do czasu obiadu, który jedliśmy w chińskiej restauracji w Yokohamie. Ale najpierw pojechaliśmy na sztuczną wyspę zbudowaną na środku Zatoki Tokijskiej. Pogoda była dobra, niestety smog nad Tokio pogarszał widoczność.
Chiba Industrial District:Tokio: Tokyo Tower i kompleks Roppongi Hills.
Potem Yokohama, w szczególności Chinatown (tandeta)i port, wszak Yokohama była przez długi czas japońskim oknem na świat.
W ramach pamiątki kupiłem sobie autoportret:który nie wiedzieć czemu namalowany jest na puszce chińskiej herbaty.

A potem powrót, "umilany" oczywiście przez karaoke...

wtorek, 4 grudnia 2007

2 miesiące...

Tak, dziś mija drugi miesiąc mojego pobytu w kraju zachodzącej wiśni i kwitnącego słońca. Nadal mi się tu podoba. Z rzeczy, których mi zaczyna brakować (poza ludźmi) mogę wymienić: koncert i biurko.

Koncert jakiejś porządnej punkowo/rockowej kapeli, śpiewającej w normalnym języku... dałbym się pokroić za występ Dezertera, KSU czy Kultu. W ramach terapii podczas najbliższego wypadu do Tokio mam zamiar odwiedzić jakiś klub muzyczny... zobaczymy co z tego wyniknie.

Co do biurka - to oczywiście mogę sobie kupić, ale raz - trochę żal mi kasy, dwa - i tak nie miałbym go gdzie postawić. Muszę sobie kupić takie japońskie krzesło bez nóg, będzie trochę wygodniej przy koutatsu.

Z innych wieści, na moim uniwersytecie trwa tydzień dobroci dla ryuugakuseiów (studentów z zagranicy). Wczoraj było przyjęcie (czyt.: darmowa wyżerka), jutro jadę na wycieczkę (w planach, m.in. darmowa wyżerka). Wracam w czwartek wieczorem, więc w piątek rano polskiego czasu powinniście być w stanie przeczytać o moich wrażeniach.

Stay Tuned!

PS:
Studenci na całym świecie są tacy sami. Po skończonym przyjęciu, zaproponowano nam zabranie jedzenia do domu - została może 1/3 sushów (na przyjęciu było prawie 100 osób, więc ostało się naprawdę dużo). Po krótkiej chwili wahania, wziąłem dostarczony specjalnie na tą okazję mały plastikowy pojemniczek, pieczołowicie zapakowałem kilka maków, spiąłem pojemnik gumeczką, coby się nie otworzył, włożyłem do małej plastikowej torebeczki i zadowolony poszedłem do swojego laboratorium. Chwilę później do pokoju wpadło dwóch moich współstudentów, każdy niosący 3 spore tace pełne żarcia (około 100 maków na tacę). Rozumiem, że za darmo, ale bez przesady...