poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Punkspring

Idąc na festiwal, miałem mieszane uczucia. Nasłuchałem się opowieści o tym, jak to japońska publika nie potrafi się bawić, stoi przed sceną i conajwyżej kiwa się drętwo. Na szczęście to wszystko nieprawda. Tłum szalaje, krzyczy, biega, skacze, poguje i robi wszystko, co na koncercie tłum robić powinien. Wygląda też tak jak trzeba. Jest tylko trochę niższy.

Koncerty trwały praktycznie non-stop, gdyż dwie główne sceny były ustawione koło siebie. Gdy na jednej trwał koncert, na drugiej przygotowywał się już kolejny zespół. Przerwy było tylko tyle, ile potrzeba na ostatnią próbę dźwięku. Ciężko odpocząć. I dobrze!

Nagłośnienie, oświetlenie i ogólna organizacja były, tak jak się można było po Japończykach spodziewać, super. Żałuję tylko, że nie sprawdziłem zawczasu gdzie się ten festiwal odbywa - był na tyle daleko, że musiałem wyjść przed końcem imprezy by zdążyć na swój pociąg. Ciągle zapominam, jak ogromne jest Tokio.

Chcę więcej. Na oku mam już 2 kolejne festiwale.

Stay Tuned

3 komentarze:

Unknown pisze...

wyszalałeś się? pogowałeś? nikogo nie zabiłeś? byly emo dzieci?:P no i jak muza Ci się podobała?
Co do wcześniejszej noty, to wygląda na to, że są bardzo interaktywni podczas takich wypoczynków, szkoda, że u nas tak nie jest:|

ps. Sarna będę czekała na Twoje odwiedziny w Holandii, dziś dostałam Erasmusa!

Vera pisze...

emo japonczyk ;d hehe..

Unknown pisze...

żyjesz li Ty?