sobota, 15 stycznia 2011

Targi pracy, na których nie dostaniesz pracy

Mimo że ciągle nie zakończyłem przygotowań niezbędnych do buszowania po japońskim rynku pracy, gdy trafia się taka okazja, nie należy jej przepuścić.

Jaka okazja? Wielkie Tokijskie Targi Pracy Dla Studentów Zagranicznych (taki tytuł przynajmniej miała ulotka, którą dostałem wczoraj).

Stosując skomplikowany proces logiczny ("Jestem z zagranicy oraz byłem studentem =?= Jestem Studentem Z Zagranicy") ustaliłem, że targi te też są dla mnie. I mimo że nie byłem do końca pewien co też na tych targach będzie (na jednych jedynych targach, na których byłem wcześniej, byłem po drugiej stronie barykady, tj. reprezentowałem Firmę) - poszedłem.

Oczywiście, to Japonia, targi pracy to nie miejsce gdzie można znaleźć pracę. Cała impreza zorganizowana jest pod japoński rynek pracy, w którym wielkie firmy co roku przyjmują w swoje szeregi świeżutkich absolwentów, po dość długiej ścieżce zdrowia (testach, rozmowach kwalifikacyjnych itp.). Na tychże targach zaś, wielkie firmy robią prezentacje o sobie, po to by zachęcić studentów do aplikowania właśnie do nich.

Cudowne w tym podejściu jest to, że zasadniczo nikt nie mówi nic o wymaganiach stawianych potencjalnym aplikantom. Japoński poziom nauczania na uniwersytetach, a zwłaszcza uczelniach technicznych, nie jest zbyt wysoki. Firmy zakładają, że nauczą nowych pracowników wszystkiego same. Mają na to czas, w końcu statystyczny Japończyk ma około półtora miejsca pracy w życiu.

Przydatność takich targów dla mnie - przyzerowa. Ale dowiedziałem się ile zarabia Entry Level w Sony Entertainment, że w NTT zatrudniają bez perfekt znajomości japońskiego i kilka innych "może przydatnych" ciekawostek.

Zobaczyłem też statystycznego studenta z zagranicy. Jest z Chin i mówi po japońsku tak, że mi głupio sie odzywać. Ale pewnie po angielsku nie mówi wcale i programować nie umie, wredna bestia. Znaczy - bez zmian od moich czasów.

Podsumowując - ciekawe doświadczenie, ale nie jestem ani trochę bliżej stania się sararimanem.

Ciekawostka: NTT to jeden z dziesięciu Tier 1 dostawców internetu na świecie. Na te dziesięć firm, osiem jest z USA (ofkoz), jedna ze Szwecji, i NTT. NTT ma też swój branch w Warszawie. Ciekawe co tam robią.

5 komentarzy:

momo pisze...

Innymi słowy nic nie utargowałeś... Pozdrawiam z kuchni, gdzie moje miejsce. Korzeniowska.

Chudini pisze...

Tak na prawdę niczym to się nie różni od naszych tagów pracy, gdzie też nic się nie dowiesz.

Agnieszka pisze...

trzymam kciuki, że jednak uda Ci się zostać sararimanem :)

Cukier (vel. EVA-01) pisze...

do boju panie Sarniaku - nie okazywać litości japońskim korporacjom :)

Magdalena W. pisze...

Wszystkiego dobrego w dniu urodzin!! :)