sobota, 12 marca 2011

Wstrząśnięty, nie zmieszany

Disclaimer: To moje prywatne odczucia z wczorajszego trzęsienia, opis tego co ja poczułem bądź widziałem w telewizji.
Najpierw fakty - około 15:00 czasu lokalnego, 130 kilometrów na wschód od Sendai (373 km od Tokio) zatrzęsła się ziemia z siłą 8.8 stopni w skali Richtera. W Tokio wstrząsy były na tyle silne, by samochody podskakiwały jak zabawki, a budynki trzęsły się tak bardzo, że szafki zaczęły przesuwać się po pokoju. W najgorszym momencie nie bardzo dało się ustać na nogach, ale to wynik tego, że przebywałem na 9 piętrze - na poziomie ziemi na pewno było lepiej. Japońskie budynki bowiem chwieją się i trzęsą celowo - by oddać energię stopniowo, a nie natychmiastowo poprzez zawalenie się. Nie zmienia to faktu, że wśród ogłuszającego hałasu (wszystko się telepie, wszystkie przedmioty lądują na podłodze) trochę się strachu najadłem.
Na zewnątrz budynku zebrał się już spory tłumek mieszkańców (oraz pracowników mieszczącej się na parterze chińskiej restauracji), tak jak przed każdym budynkiem w zasięgu wzroku. Główną ulicą przejechała na sygnale kolumna wozów strażackich, zaś w przeciwną stronę udały się samochody pogotowia gazowego. I choć ziemia trzęsła się jeszcze co kilka minut (chwilami nawet dość mocno) to dla Tokio zagrożenie się skończyło. Zrobiłem zatem to, co pewnie większość mieszkańców Tokio - wróciłem do domu i włączyłem telewizor.
Wbew temu co pisały media elektroniczne w Polsce (tylko do nich mieliśmy dostęp), Tokio nie spłoneło, nie zawaliło się ani nie zatonęło. Największym problemem były niedziałające telefony i komunikacja miejska - zatrzęsło tuż przed popołudniowym szczytem komunikacyjnym, a trzeba pamiętać, że codziennie do pracy/nauki dojeżdża do Tokio dwa miliony ludzi. A i te trzynaście co mieszka na stałe, nie koniecznie pracuje blisko domu.
Gdy kładliśmy się spać (koło 02:00) na dworcach wciąż czekały tysiące ludzi i trwała akcja ulokowywania ich w tymczasowych miejscach noclegowych (uniwersytetach, szkołach itp).
Dużo gorzej jest na północy, blisko epicentrum - w prefekturach Miyagi, Iwate i Fukushima. W Sendai trzęsło na tyle mocno, że pękały szyby i odpadały elementy elewacji. Ale prawdziwych zniszczeń dokonała kilku-metrowa fala tsunami. Zalała nadbrzeżne miejscowości, po ulicach płynęły samochody, statki, nawet domy czy pociągi. Straty materialne na pewno będą ogromne. Trwa akcja ewaukacyjna na zalanych terenach, gdzie jedynym pewnym środkiem transportu jest w tej chwili helikopter.
Wszystkie stacje telewizyjne nadają z grubsza ten sam program - jak Japonia wygląda i co Japonia robi by pomóc poszkodowanym. Nie ma wątpliwości, że to największa katastrofa od czasu trzęsienia w Kobe (wtedy zginęło prawie sześć i pół tysiąca ludzi, w tej chwili ofiar i zaginionych jest tysiąc trzysta), ale też nie ma poczucia strasznego kataklizmu - nie ma poczucia oblężonej twierdzy, tylko smutnej japońskiej rzeczywistości. This shit happens here. Po zalanych terenach już jeździ ciężki sprzęt i uprząta śmieci. Ewakuowani ludzie mają zapewnioną opiekę i schronienie. To jest kraj najlepiej na świecie przygotowany do radzenia sobie z takimi katastrofami i to widać.
W następnej notce wrócę do tematu poszukiwań pracy w Japonii.

2 komentarze:

Jaś pisze...

Bóg zapłać za uspokajające nas informacje.Dobrze jest wiedzieć,ze nic wam nie jest. Trzymajcie sie!

Cukier (vel. EVA-01) pisze...

dzięki za newsy, bo po tym co podała polska telewizja wyszło mi, że trzeba brać rządowego Tu-154 ładować na niego toyotę Chudego jakieś łopaty i kombinezony anty-radiacyjne i lecieć was ratować :)