sobota, 2 lutego 2008

Japoński angielski, część trzecia i ostatnia.

Miało być o czymś innym, ale czasem bywa tak, że to temat znajduje mnie, a nie odwrotnie. Byłem ostatnio z wizytą u pewnego Japończyka, i zostałem na tyle długo, że w telewizji pojawił się program do nauki angielskiego, który chciałbym tutaj streścić.

Tematem lekcji było przepraszanie. A wiadomo, że nic tak nie uczy angielskiego, jak scenka rodzajowa.

Scenka rodzajowa:
Wizyta głupiego gaijina (Tina), wraz z host-family (w składzie: matka i córka - rówieśniczka Tiny) w Świątyni. Podczas modłów Bóg każe przyznać się Tinie do złych uczynków - możemy więc ćwiczyć przepraszanie, najpierw za zbitą filiżankę, a potem za rozsypane pieniądze.

Zaprawdę, wszystko co złe, to przez gaijinów.

Następnie przenosimy się do studio, gdzie Chad (native speaker) znosi uszczypliwości ze strony trojga Japończyków. Oczywiście w formie przeprosin. I’m sorry, i played with your photo... I tym podobne.

Ostatnia część to ćwiczenie słownictwa, podczas którego Chad wraz z dwójką japońskich piękności w miniówach i lateksowych wdziankach tańczy (ok: podskakuje) i wykrzykuje: Hamburger! Pork Cutlet. Sunny side up!

Ogólne wrażenie - Różowa Landrynka spotyka Domowe Przedszkole.

Japońska Telewizja, dziwną Telewizją jest.

Brak komentarzy: