czwartek, 27 stycznia 2011

Rowerem przez Tokio

Zadanie: przewieźć rower ze starego mieszkania do nowego.
Pogoda: słonecznie, około dziesięciu stopni Celcjusza.
Odległość: Niecałe dwadzieścia kilometrów.

Problem: Wzdłuż linii kolejowej można pokonać około połowy dystansu. Potem trzeba zagłębić się w labirynt wąskich tokijskich uliczek.

Wynik: Sukces!
Nadłożyłem tylko dwa kilometry!

Przemieszczać się Po Tokio, najlepiej jest komunikacją miejską. Ewentualnie po głównych drogach, bo one są jeszcze jako tako oznakowane i posiadają nazwy lub numery. W dżungli małych uliczek, ratował mnie GPS z iPhpona i Google Maps. Bez nich pewnie ciągle bym jechał, zamiast to pisać. A tak, czas poniżej 3 godzin, czyli nieźle, zważywszy na conajmniej jedną godzinę spędzoną na zastanawianiu się "a dokąd teraz?" oraz fakt, że rower to zbyt mała na mnie damka z ostrym kołem (koloru różowego... czy jeżdżenia na czymś takim nie czyni mnie aby hipsterem?).

Jedyną przygodą po drodze było uniknięcie rozpłaszczenia przez wyładowywane za pomocą dźwigu elementy rusztowania - bo nie pomyślałem, że będą je rozładowywać akurat na TĄ stronę, którą jadę. Czyli dzień jak codzień.

4 komentarze:

Chudini pisze...

Całkiem zacna wyprawa rowerowa.
Ja na razie na piechotę po lasach polskich ganiam.
Kiedy własny rower zakupisz?

Piotr Sarnowski pisze...

Na razie nie są nam potrzebne dwa oraz nie mielibyśmy gdzie trzymać drugiego. Więc zostaje nam różowe ostre :)

Te lasy to gdzieś w okolicach Wawy, czy skoczyłeś gdzieś dalej?

Cukier (vel. EVA-01) pisze...

poważna trasa :) część japońców miała pewnie niezłą traumę po zobaczeniu białej małpy na różowym rowerze :)

Chudini pisze...

Odpisuje z wielkim opóźnienie, mam nadzieje ze mnie wybaczycie, zapomniałem subskrybować wątek.

Po lasach biegam wszelakich, po każdej wyprawie parę fotek umieszczam na książkotwarzy, zapraszam do ostrej krytyki, co bym doskonalił swój warsztat.