Rozmowy jakie prowadzę w sprawie pracy można podzielić na dwie kategorie. Kategoria pierwsza, to konwersacje z rodowitymi Japończykami, którzy po angielsku mówią lepiej albo gorzej, ale na ogół zrozumiale. Rozmowy te są grzeczne, konkretne i rzeczowe - nic im do zarzucenia nie mam.
Ale rozmawiam też z drugą grupą ludzi, z gaijinami z różnych agencji pośredniczących czy rekrutujących. I nie są to rozmowy normalne. Każdy email jaki dostaję, musi być "wielką, niepowtarzalną szansą" na "nowe wspaniałe wyzwania w Twojej karierze!!!111". Oczywiście muszę odpowiedzieć "jak najszybciej", bo w przeciwnym razie przepadnie mi "ultra wypasiony krok w kierunku Twojej wiecznej szczęśliwości". Gdyż "niepowtarzalną, super ofertę" niezmiennie składają mi "wiodące firmy w swojej branży / rejonie Pacyfiku / tym kawałku Drogi Mlecznej". Litości!
Z tego co pamiętam z mojego poprzedniego szukania pracy (co prawda w Polsce i ponad dwa lata temu), nie było aż takich hiperbol i podniosłych frazesów. Najgorsze jest to, że o ile wiem co odpisać uprzejmemu Japończykowi, to nie do końca orientuję się jak rozmawiać z hiper podekscytowanymi gaijinami. Czy też powinienem pisać, że każda oferta jest dla mnie takim źródłem radości, że chyba majtków nie dopiorę?
Jutro po południu spotykam się z jednym takim podekscytowanym. Zobaczymy jak wygląda to na żywo...
12 komentarzy:
Widzę że treść maili od gaijin'ów nie specjalnie różni się od sms'ów w Polsce. "Właście wygrałeś mercedesa, wyślij sms'a na nr.....".
W każdym razie postaraj się przetrwać takowe spotkanie i napisz jak to wygląda.
gaijin brzmi jakos niepokojaco podobnie do "gadzina", wiec obawiam sie, ze sprzatanie klozetow to wg nich rowniez moze byc "unikalne wyzwanie dla Twoich talentow menedzerskich"... W kazdym razie powodzenia!
traktuj ich tak samo jak ulewne deszcze i upały - to zjawiska naturalne i pewnie nic nie da się zrobić :)
Trzymamy kciuki!
tak z ciekawości-dlaczego piszesz tytułu po angielsku?
@anonim: Pisze po angielsku wtedy, gdy łatwiej mi wyrazić coś w tym języku. Zdarza sie.
Well, conajmniej jeden z hiperpodekscytowanych HRowców okazał się być całkiem normalnym gościem. Na ile ktokolwiek z Teksasu może być normalny.
Miał kapelusz kowbojski i żuł tytoń?
Jeśli nie to pewnie jakaś podróba . :P
żuł pewnie niedopałek cygara, był gruby i miał złoty zegarek :)
a jakieś ciekawe rezultaty spotkania z kowbojem, czy tylko miłe wrażenie ze spotkania z overexcitementesem?
Mizerne. Kowboy powiedział "Łi łil bi in tacz".
Prześlij komentarz